16.08.2013

Bedevilled

-Patrzyłam się długo na słońce,a ono przemówiło do mnie. Powiedziało, że zwariuję, jeśli będę się powstrzymywać!


                Powiem wam szczerze, takiej niespodzianki jakiej doznałem po obejrzeniu Bedevilled, nie spodziewałbym się  n i g d y. Od dobrych kilkunastu dni zrobiłem sobie przerwę w pisaniu na rzecz codziennego oglądania po jednym randomowym filmie z Azji, ale wczorajsza sesja tak mną poruszyła, że postanowiłem w końcu przerwać milczenie.
                 Wszystko pewnie dlatego, że oglądając filmy, często nawet nie byłem świadom ich tytułu, pochodziły bowiem ze starych zbiorczych, czekających na ,,lepsze czasy’’ magazynów. Tym bardziej nie przyszło mi więc do głowy patrzenie na screeny z debiutanckiego obrazu reżysera Jang Cheol-soo, co okazało się być moim błogosławieństwem. Spodziewałem się dosłownie wszystkiego, a dostałem… jeszcze więcej.
                Zaczyna się bowiem klasycznie, Seul, Hae-won, zestresowana pracownica korporacji, której nerwy rozpaczliwie domagają się przerwy od obecnego trybu życia. W przykrych okolicznościach otrzymuje tę szansę- dyscyplinarnie zmuszona zostaje do wzięcia urlopu; jako cel obiera miniaturową wyspę jej przyjaciółki z dzieciństwa, Bok Nam. Mieszkańcy trudnią się pracą na roli, bartnictwem i połowem. Agroturystyczny raj, można by rzec, nic jednak bardziej mylnego.
                Dwóch braci, z czego jeden z nich jest mężem Bok Nam, jej dziewięcioletnia córka, cztery dewotki, oraz stary dziad. Cała ta gromadka okazuje się być beczką prochu, z której odpaleniem Hae-won będzie miała trochę wspólnego, choć niedużo, a już na pewno nie będzie to przysłowiowy kamyczek wywołujący lawinę- film jest bardzo nieprzewidywalny, a jeśli  tak jak ja obejrzycie go przypadkiem, zakochacie się w nim, wczuwając i identyfikując się przez 2/3 czasu w los bohaterki bardzo przykrego dramatu społecznego, opowiadającego o tragicznej od strony moralnej znieczulicy, przemocy i upośledzeniu społecznym w małych, zamkniętych grupkach, wciąż rządzących się feudalnymi zwyczajami. Na końcu czeka nas natomiast prawdziwa rewolucja, a biorąc pod uwagę dotychczasowy chronologiczny bieg wydarzeń- nawet cud fabularny (choć trzeba przyznać, że wiele rzeczy zapowiadało nieśmiało niespodziankę, niemożliwą jednak do odgadnięcia przy pierwszym zapoznaniu). Bok Nam (tak, Hae-won po jakimś czasie traci palmę głównego bohatera) po naprawdę tragicznym wydarzeniu (poprzedzonym niemniej ciężkim życiem, będącego genezą tegoż zdarzenia) bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna się… film zemsty. Lady Snowblood, Kokuhaku, Kill Bill- recenzowana pozycja zasługuje z całą pewnością na miejsce w tym panteonie legend.
                Bedevilled jest wspaniałą hybrydą kilku gatunków, niewyobrażalne jest to, że nie są one w żaden sposób ze sobą pomieszane, w pewnym momencie odnosi się wręcz wrażenie przeniesienia się na inną sale kinową. To właśnie ta niebanalność- inna niż w filmach wspomnianych w poprzednim akapicie- sprawia, że zostaje im wymierzony swego rodzaju policzek. Naprawdę. Tam bowiem od początku, aż do końca jesteśmy w pewnym sensie karmieni planem zemsty, a bohaterka istnieje w naszej świadomości wyłącznie jako maszyna do wymierzania sprawiedliwości. Wiemy, że owa zemsta się w końcu ziści, a ona, stając się coraz silniejsza, w końcu wypełni cel swojego życia- bo czy w końcu Lady Snowblood nie po to się urodziła, a Black Mamba wyszła ze śpiączki?
W Bedevilled jest inaczej, realniej. Celem Bok Nam jest zwykły, prosty i spokojny żywot, a zemsta dokonała się w chwili gdy była psychicznie najsłabsza, a nie najmocniejsza. I to jest właśnie najlepsze- wszystko jest dokładnie inne niż powinno być w tego typu filmach, lecz koniec końców okazuje się wręcz przeciwnie- jest dokładnie tak jak być powinno.


*oglądalnowalność (coś jak grywalność, tylko że dla filmu): 10
*klimat:9
*bohaterowie:9
*dźwięk:8
*wizualnie:9
*moje prywatne odczucia:10
----------
a więc łącznie: 9,2

Za zdjęcia dziękuję portalowi asianwiki.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz