17.07.2013

Wǒde fùqin mǔqin (The Road Home)

My Father and Mother
Tłumaczenie oryginalnego tytułu; w edycji angielskiej: The Road Home
 
      我的父親母jest pierwszym szeroko znanym filmem, w którym wystąpiła Zhang Ziyi. Wygrał on wiele nagród na różnych festiwalach, a wspomnianą aktorkę wyniósł do sławy i pozycji, której wielu nie było dane zaznać. Moim zadaniem jest sprawdzić, czy słusznie.
           Film był emitowany jakiś czas temu w jednym z kanałów TVP, stąd właśnie go kojarzyłem, choć znany mi był tylko fakt jego istnienia. Wita nas czarnobiały wstęp, gdzie poznajemy Yushenga, podążającego do swojej rodzinnej wioski na ostatnie pożegnanie ze swoim zmarłym ojcem. Jest to bardzo mała i prowincjonalna miejscowość, w której ojciec mężczyzny piastował zaszczytną funkcję pierwszego nauczyciela w nowo wybudowanej szkole. Matka Yushenga nalega na pochówek, uprzednio przewiózłszy go pieszo z miejsca śmierci, by dusza zapamiętała drogę do domu. Od dawna niepraktykowany zwyczaj sprawia jednak wiele problemów, wioska bowiem nie posiada odpowiedniej ilości ludzi- wszyscy wyjechali do bardziej perspektywicznych miejsc.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest ciekawy zabieg ukazania filmowej teraźniejszości w czarno-białej tonacji, retrospekcje zaś przedstawiając w kolorze. A więc: do wioski przybywa 20 letni wówczas nauczyciel, Luo Changyu, młody, wykształcony z wielkiego miasta. Towarzyszy mu atmosfera niezwykłości. Każdego dnia posila się u innej rodziny, mieszka zaś w urzędzie gminy. Poruszenie, jakie wzbudził równać się może tylko z inną niezwykłością: w wiosce bowiem buduje się pierwsza szkoła. Każdy dokłada się według swoich możliwości. Mężczyźni pracują, kobiety, jako iż przesąd głosi, że przynoszą pecha, gotują.
Narratorem jest Yusheng, a opowiada on głównie o swojej matce, Zhao Di. O ojcu nie dowiadujemy się dużo. Zresztą, historia samej Di poznajemy głównie na czynach, które obserwujemy z biegiem historii. A historia, jak tamtejsze życie- toczy się spokojnie i malowniczo. Pierwsze spojrzenia, gotowanie obiadów specjalnie dla nauczyciela Luo, wszystko to spokojnie i wręcz dostojnie pokazuje widzom, jak bardzo Di zależy na byciu zauważonym. Poprzez rzeczy, z punktu widzenia filmu, zdawać by się mogło małe, ale bardzo ważne. Zastanówmy się jednak, czy nie takie w skali świata są właśnie intymne odczucia człowieka? Niezmiernie zyskuje na tym charakter tego tytułu, niepozorny, jak kwiat który można zdeptać idą nieuważnie po łące, lub też pochylić się nad nim i zachwycać jego pięknem.
                Krajobrazy dopełniają nieco styl opowieści- szare, brzozowe, troszkę jesienne krajobrazy, czasem przeobrażające się w złotą chińską jesień. Nie odważę się uznać ich za nudne, ale nie stanowią wartości ani dodatniej, ani ujemnej. Moim ideałem do umieszczenia w nim tego typu opowieści byłyby zielone pola i pagórki typu brytyjskiego, albo coś na kształt polskiej wsi epoki romantyzmu- Pan Tadeusz, Świtezianka. Muszę uczciwie przyznać, że trudno tego oczekiwać od chińskiego filmu.
                Finał części kolorowej nie zawodzi, choć początkowo sporo się zastanawiałem, czy nie jest on zbytnio ,,zwężony’’ względem wstępu i rozwinięcia. Po chwili zadumy uważam, że trudno o lepsze rozwiązanie, a jego celem jest bycie raczej epilogiem, aniżeli pełnoprawnym zakończeniem. Na samym końcu klamrowo powracamy do monochromatycznej teraźniejszości.
                Film mnie pozytywnie zaskoczył. Z pewnością ze względu na swoją niemal dziecięcą naiwność, nie poruszy miłośników hollywoodzkiej akcji, ale nie tego się po nim spodziewa.




*oglądalnowalność (coś jak grywalność, tylko że dla filmu): 8
*klimat:7,5
*bohaterowie:8
*dźwięk:7,5
*wizualnie:8
*moje prywatne odczucia:8,5
----------
a więc łącznie: 7,9

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz