
-To nie pierwszy raz, kiedy jestem wrabiany przez policję. Nie chcę kontynuować więcej tej sprawy, wszystko podpiszę. Spisz sam moje zeznania.
Revenge: A Love Story to film
z Hong Kongu, rocznik 2010. Początkowo razi schematycznością, by po jakimś
czasie okazało się, że był to tzw. trup
na otwarcie, Hitchcockowy cold open,
a intryga jest głębsza, niżby się z pozoru wydawało. Czy jednak na tyle głęboka
by dać się w nią wciągnąć?
Historia opowiedziana nam przez
Ching-Po Wonga koncentruje się na miłości dwóch postaci: Chan Kita, oraz opóźnionej
w rozwoju Cheung Wing. Początkowo czeka nas starcie z (jak się okazuje dopiero po jakimś czasie) filmową teraźniejszością,
suto okraszoną akcją i tempem godnym Deja
Vu z Denzelem Washingtonem, lub chociażby CSi:<miasto w USA>. Giną kobiety będące w stanie
błogosławionym, a konia z rzędem temu, kto złapie tajemniczego sprawcę. Policja
strzeże dróg, licznie rozstawiane są rogatki i blokady. Takie zabezpieczenia wystarczają,
żeby morderca został złapany. Torturują go, chcąc wydobyć zeznania. Chyba dobrze, myśli widz. W końcu to
złoczyńca, więc mu się należy… I nagle zonk
Był to
jedynie przydługawy wstęp, zaczyna się kolejny rozdział (gwoli wyjaśnienia w ciągu całego seansu mamy do czynienia z pięcioma), a akcja
filmu przenosi się w przeszłość. Uświadamiamy sobie wtedy, że Kit to chłopak z krwi i kości, jak my. Żyje, pracuje, oddycha- nic z brutalnego psychopaty z początku intrygi. Zauważamy uczucie rodzące się pomiędzy nim, a Cheung Wing. Gdy umiera babcia Cheung , Kit udaje się do domu opieki społecznej,
aby ją wydostać. Wszystko rozwija się dobrze, do czasu, gdy postanawiają przenocować w mieszkaniu jej sąsiadki- damy lekkich obyczajów. Właścicielka lokalu udaje się do pracy, podczas gdy Cheung zostaje sama w chwili, gdy następuje niezapowiedziana wizyta
skorumpowanego i zdeprawowanego Du Ge, wysoko postawionego funkcjonariusza policji- nie ma on pojęcia, z kim ma do czynienia...
Jako iż jest to, lub wydaje się być recenzją, nie streszczeniem, w tym miejscu zaniecham dalszej próby opisu fabuły. Wartym podkreślenia wydaje się fakt, że pozornie płytka i wtórna intryga przechodzi niemal niezauważalnie w coś znacznie głębszego i -wydawałoby się- nieco bardziej odkrywczego, bliższego ludziom naszego pokroju- zwykłym, szarym obywatelom, których służby powinny chronić, a nie wykorzystywać w każdy możliwy sposób.
Podobnie sprawa się ma z głównym bohaterem, Chan Kitem- przechodzi on na naszych oczach metamorfozę z osoby wyrządzającej szkody, na osobę tych szkód doznającą- on i Cheung Wing. Ujawnia się w takich momentach sprawność, z jaką manipuluje emocjami widzów reżyser.
Podobnie sprawa się ma z głównym bohaterem, Chan Kitem- przechodzi on na naszych oczach metamorfozę z osoby wyrządzającej szkody, na osobę tych szkód doznającą- on i Cheung Wing. Ujawnia się w takich momentach sprawność, z jaką manipuluje emocjami widzów reżyser.
Klimat jest ponury, ale nie
mroczny. Sam osobiście nie dostrzegam
wymiernych korzyści wizualnych płynących w takim sposobie prezentacji
rzeczywistości- nie wyklucza jednak, że uzupełnia się z brudnym charakterem fabuły.
Pomimo, że Revenge: A Love Story nie stanowi wzoru
głębokości przekazu, a tematy w nim poruszane -szczególnie na początku- nie są odkrywcze, z pewnością nie będziecie żałować czasu przy nim spędzonego- przy czym odradzam oglądanie go przy śniadaniu- jest na to zbyt ciężki.
*oglądalnowalność (coś jak grywalność, tylko że dla filmu): 6,5
*klimat:6
*bohaterowie:7
*dźwięk:6,5
*wizualnie:6
*moje prywatne odczucia:5
----------
a więc łącznie: 6,2
Za zdjęcia dziękuję portalowi asianwiki.com
*oglądalnowalność (coś jak grywalność, tylko że dla filmu): 6,5
*klimat:6
*bohaterowie:7
*dźwięk:6,5
*wizualnie:6
*moje prywatne odczucia:5
----------
a więc łącznie: 6,2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz