29.06.2013

D.E.B.S.


-Dlaczego mnie nie zabijasz?
-Bo nie zamierzam.
-Ale zabiłaś tych agentów na Antarktydzie...
-Umarli z zimna… Czy czegoś takiego. 
     

    
          Zabieram się teraz za dziwny film i mówiąc dziwny, mam naprawdę wrażenie, że użyte słowo jest na swoim miejscu. D.E.B.S. to akcjomedia wydana w 2004 roku, w rok po krótkometrażowym pierwowzorze o takim samym tytule.
           Za jeden, jak i drugi odpowiada bliżej nieznana Angela Robinson, która na studiach, niejako przy okazji, stworzyła komiks opowiadający o organizacji strzegącej sprawiedliwości, etc., o skrócie D.E.B.S. Dostał on grant na 20 tysięcy amerykańskich dolarów od organizacji POWER UP, organizacji szerzej nieznanej, wspomnianej wyłącznie na angielskiej Wikipedii. Nie rozpisywałbym się na jej temat, gdyby nie szczegół, a więc jej deklaracja programowa: promowanie rozpoznawalności i integrowania lesbijek w rozrywce, sztuce i mediach wszelkich form.

Brzmi podejrzanie? O tym za chwilkę, koniec końców, w porównaniu do krótkiego metrażu, zwiększono budżet z 20 000 do 3 500 000 dolarów (175 razy więcej), oraz pokuszono się o remont niemalże całej ekipy.
A więc o samych dziewczynach, w polskim tłumaczeniu, mówi się debki. Wygrały one casting, odpowiadając odpowiednio na pytania na egzaminie maturalnym (ciekawym jest to, że są to pytania… zamknięte), dostając niepowtarzalną szanse na łapanie przestępców i typów spod ciemnej gwiazdy. 
Amy to ta blondynka
Z czterech debek najbliżej poznamy Amy. Pisze ona pracę semestralną na temat Lucy Diamond, znanej kryminalistki, granej przez rozpoznawalną ze Szybkich i Wściekłych Jordane Brewster. Przypadkiem ich losy splatają się (w zasadzie dobrze powiedziane: splatają) w sposób taki, że dziewczyny wpadają sobie w ramiona, zawiązując ze sobą bliższą przyjaźń. Tak, mowa tu o przyjaźni w myśl organizacji POWER UP. Wszystko oczywiście wbrew głównemu założeniu D.E.B.S., a więc nie zadawaniu się z nieprzyjacielem.
Opisałem właśnie główną oś fabuły, być może brzmi to normalnie, ale diabeł tkwi w szczegółach. Przełożeni tej czteroosobowej grupy pojawiają się jako hologramy, wokół domów widzimy magiczne bariery. Lucy Diamond ma wyposażenie, którego zapewne nie powstydziłby się Inspektor Gadżet, a strzelaniny i napady przeprowadzane są tak obojętne, jakby chodziło o podniesienie wieku emerytalnego. Zwróćcie uwagę na scenę napadu na bank. Takiego chilloutu nie widuje się nawet na molo w Sopocie. Ale to jest jeszcze niczym. Poniżej macie pokazane jak szpiegowany jest podejrzany:

I tak właśnie ten film powinien on być traktowany, jako lekka w odbiorze komedia z paroma wstawkami kwalifikującymi ją do sci-fi/mindblown. Historia sprawia wrażenie w miarę poważnej, lecz sposób jej ukazania odbiega od poważnego, co dosyć ciężko na początku wyczuć. Styl w jakim jest kręcony przypomina cos w rodzaju komiksu. Przyznam się szczerze- nie wiem, czy ma to jakiś związek z komiksowymi korzeniami tego tytułu. Ujęcia są miękkie, nawet spotkać można kilka efektów komputerowych.
Obsadę aktorską, ratuje Jordana Brewster, która paradoksalnie pomimo bycia de facto główną bohaterką, nie pojawia się nawet na okładce… Reszta ludu jest albo całkiem nieznana, albo 
przejmuje przeciętność od przeciętnej większości (vide Devon Aoki, której rola niestety sprowadza się wyłącznie do palenia papierosów, wyganianiu z pokoju jakichś facetów i mówienia angielsko-azjatyckim engrishem)
Ocena naszego filmu zależeć więc będzie od podejścia do sprawy. Jeśli zrobimy to w 100% na poważnie, nie będzie ona odbiegała od internetowej średniej- a więc 5 na 10, według uśrednionych notowań. Jeśli damy mu szansę- ja bym stawiał raczej na 7/10. A więc bez szczególnej rewelacji, ale pooglądać się da. Szczególnie Jordane Brewster…

*oglądalnowalność (coś jak grywalność, tylko że dla filmu): 6
*klimat:7
*bohaterowie:6
*dźwięk:6
*wizualnie:7
*moje prywatne odczucia:7
----------
a więc łącznie: 6,5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz