28.06.2013

Futurama

-Fry...Ty jesteś mężczyzną, a ja kobietą. Zbyt wiele nas dzieli.

Wychodzę z założenia, że recenzować serial po dwóch, trzech odcinkach, to jak oceniać kozę po jej brodzie- zwracamy uwagę na coś, co powinno nas interesować w nieznacznym stopniu,
a ucieka nam sedno sprawy, będące ukryte w jej wnętrzu. Dlatego też postanowiłem obejrzeć jak najwięcej tego ponad-dwudziesto-minutowego serialu spokrewnionego ze Simpsonami, kierując się zasadą ,,to infinity the last season and beyond’’- misja może i długotrwała, ale nie będąca ani na chwilę powodem do narzekań, a na relacje zapraszam poniżej:




A więc zaczynając od pierwszego co nam się w oczy rzuca, czyli bohaterów: główna trójca, występująca praktycznie zawsze, to:
-Marchewkowowłosy Fry, życiowy nieudacznik na miarę XX wieku, obojętnie podchodzący do świata (i z wzajemnością).
-Jednooka cyklopka Leela, według początkowych odcinków, ostatnia przedstawicielka swojego gatunku, mówiąca głosem Peggy Bundy Katey Sagal. Miała ciężkie dzieciństwo w domu dziecka o tak zwanym złagodzonym rygorze, co uwrażliwiło ją na krzywdę innych. No, przynajmniej w teorii.
-Robot Bender, co oznacza również jego zawód (ang. Zginacz)-alkoholik/kleptomaniak/cygaro-maniak. Lubi gwiazdorzyć, myśli tylko o sobie.


To nie wszyscy. Znajdziemy też m.in jamajskiego ex-sportowca z fajnym i, co nietrudno się domyślić, jamajskim akcentem, oraz coś, co można uznać za głowonoga cierpiącego na depresje. Uświadczyć można też wielu bohaterów satelitarnych, którzy niczym kometa Halleya, co kilka odcinków pojawiają się tu i ówdzie aby przypomnieć o swoim istnieniu.

Ten obrazek doskonale oddaje charakter każdego z bohaterów Futuramy

W czwartym milenium zawodem naszych bohaterów jest bycie kurierami w Planet Express- firmie zarządzanej przez praprapra…(i tak ze 30 razy)-kuzyna Frya,  Huberta Farnswortha, który każde nowe zadanie poprzedza optymistycznym good news, everyone!, nawet jeśli chodziłoby o wyprawę na planetę rządzoną przez piżmaki-ludojady. W końcu on rzadko kiedy na te wyprawy się wybiera, więc może sobie pozwolić na odrobinę optymizmu, prawda?
Dom Fry'a z czasów jego młodości
Kilka razy bym się zastanowił, gdybym chciał oświadczyć wszem i wobec, że są to bohaterowie w stu procentach pozytywni, bo na pewno tacy nie są. Tak naprawdę postępują według sobie tylko znanych systemów wartości i nic nie powstrzymuje ich, aby w jednym momencie tytułować się najlepszymi przyjaciółmi, by na następny dzień za nic mieć podstawowe człowiecze wartości. Nie są też tak oczywiści, jak wynikałoby z powierzchownej obserwacji; sam Fry w przeciągu siedmiu sezonów miał więcej dziewczyn niż niejeden przeciętny mężczyzna w ciągu całego życia. Oczywiście nie piszę tutaj o okolicznościach w jakich te dziewoje poznaje. Wydawałoby się, najprzytomniejsza z ekipy Planet Express Leela potrafi bez wahania wyjść za mąż za przedostatniego (ona jest ostatnim) żyjącego przedstawiciela swojego gatunku, wszystko w imię przetrwania gatunku.
Zresztą, jest to akcja jednego z najlepszych odcinków; parodiowany jest w nim… Świat według Bundych (przypomnijcie sobie czyim głosem mówi Leela). Zmienia fryzurę na tę słynną, jej partner zaprasza wynaturzone potworki naśladujące śmiejącą się w tle publiczność; obecny jest też charakterystyczny dla słynnego serialu czarny humor. Szkoda, że nie pokuszono się o zaproszenie Teda O’Neila, ale podejrzewam, że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o...

I to jest w tym tytule elementem, który najbardziej może przypaść do gustu w Futuramie. Nie, nie chodzi mi o brak kasy na Teda O’Neila, tylko o jej nieprzewidywalność. Nigdy nie wiemy czego można się spodziewać następnym razem, nie wiemy, lecz nie jest to strach przed czymś nieznanym, a raczej ekscytacja przed czymś nowym.
Przydały by się jakieś narzekania, minusy … Takie w serialu można znaleźć, myślę tu chociażby o słabej kresce-bo skoro już jesteśmy na blogu koncentrującym się głównie na tematyce anime (co akurat w tej chwili jest mało widoczne, ale mniejsza z tym), pasowałoby wrzucić coś z żargonu, nie? Jest ona słaba, a w opinii mojej, nie wszystko da się podciągnąć pod tłumaczenie, że taki ma po prostu styl…
W żaden sposób nie zmienia faktu że jest to naprawdę solidny i dobrze zrobiony sitcom, który z racji swojej hmm… fikcyjnej, nawet jak na fikcje, natury, pełen jest scen raczej ciężkich do umieszczenia w filmie granym przez żywym aktorów. Z odcinka na odcinek wyrabia się jak zawieszenie w starym Mercedesie, stając się coraz lepszy, co również nastraja optymizmem.
Co do wizji przyszłości, nie odbiła się na mnie zasadniczo szczególnym piętnem, jak na tysiąc lat nie zmieniło się dużo, przynajmniej jeśli chodzi o okolice w jakich najczęściej dzieje się akcja. Dopiero dalsze okolice, lub rzut oka na historie ostatnich dziesięciu wieków, pozwalają ujrzeć nieco szersze aspekty wizji twórców, jednak ja bym stawiał tu raczej na ewolucję. Choć gdyby się uprzeć, to samo można powiedzieć w odniesieniu do tysiąca lat wstecz, lub nawet wcześniejszych wieków naszej cywilizacji- jak sami widzicie, każdy interpretować może sobie to w tylko jemu właściwy sposób.
A gdyby tak jednym słowem zachęcić, albo zniechęcić do Futuramy? Odpowiedź byłaby w zasadzie jednoznaczna. W naszym świecie, gdzie liczy się każda sekunda, a każdy przestój naznaczony jest nerwicą i poczuciem straconego czasu, Futurama sprawdza się nadzwyczaj dobrze. Emanuje od niej dynamika, mimo tego, każde wydarzenie jest dopracowane i kompletne. W moim odczuciu wynika to z charakteru tej produkcji, gdzie ponad ciągłość fabularną liczy się bardziej pojedyncza scena, a ta właśnie jest wyznacznikiem tej kosmicznej space opery.


A teraz recenzja wierszem:
Zbliża się rok dwutysięczny,
Nasz koleś to Fry.
Nie jest zbyt majętny,
Jego życie to nie raj
Bohaterowie są różni, nikogo tu nie brak:
Bogata Chinka, stary cap i humanoidalny krab.






*oglądalnowalność (coś jak grywalność, tylko że dla filmu): 8,5
*klimat:7
*bohaterowie:7
*dźwięk:8
*wizualnie:5,5
*moje prywatne odczucia:8,5
----------
a więc łącznie: 7,4


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz